Elementami urozmaicającym bezmyślną siepaninę są poziomy, na których mamy do dyspozycji pojazdy. Są cztery: landstalker czyli potężny czołg na pajęczych nogach dosłownie zmiatający wszelką opozycję swymi działami; puma – zwinny i skoczny czterokołowiec; hoverbike – osiągający zawrotne prędkości śmigacz; oraz hovership czyli ni mniej ni więcej tylko odrzutowiec. Dwa pierwsze, co prawda, służą do niczego innego jak tylko do demolowania tego, co się nawinie przed lufy, ale hoverbike i hovership to prawdziwe perełki.

Maszyny i inne pojazdy to najprzyjemniejsza część gry.

Aż przyjemnie wspominam planszę, na której trzeba za pomocą hoverbika zniszczyć kilka małych robocików. Cały problem polega na tym, że one dość zręcznie wymykają się spod ostrzału i trzeba je gonić na złamanie karku (czy raczej kadłuba). Hovership dostępny jest tylko dwa razy. Niestety, ponieważ zasypywanie oponentów laserowym deszczem jest nader satysfakcjonujące i stanowi miłą odmianę w stosunku do reszty gry.

„Ilość efektów świetlnych na metr kwadratowy przekracza wszelkie normy”

Moje oczy!

Oprawa graficzno-wizualna robi wrażenie. Ilość efektów świetlnych na metr kwadratowy przekracza wszelkie normy. Przeciwnicy, lokacje, bronie – wszystko to jest wykonane bardzo porządnie. Ilość kolorów potrafi jednak przyprawić o zawrót głowy. Miłośnicy fotorealizmu z całą pewnością nie mają czego tutaj szukać. Muzyka z kolei nie jest już taka landrynkowa.

Mocne rify gitarowe ze szczyptą muzyki elektronicznej pasują do futurystycznej ostrej strzelanki jak ulał. Słysząc taki kawałek na początku poziomu aż się chce pomajsterkować przy mechanicznych przeciwnikach za pomocą wyrzutni rakiet – miód. Dodatkowo postępy Ratcheta są na bieżąco komentowane przez Juanitę i Dallasa. Wprowadzają sporą dawkę komizmu, jednakże ich docinki powtarzają się na tyle często, że w połowie gry już zaczęły mnie lekko irytować.

Rozgrywka dla jednego gracza jest zaskakująco krótka. Pomimo, że bawiłem się przy niej niezgorzej, to po około 10 godzinkach zorientowałem się, że to już koniec. Pewną próbą reanimacji jest umieszczenie przeróżnych bonusików do odblokowania. Są to na przykład dodatkowe postaci którymi można grać takie jak Kid Nowa, Captain Starshield czy Mega Clank, które zresztą potem są dostępne w multiplayu.

Można również zmieniać warunki pogodowe czy inne duperelki… Nie da się wszystkiego otworzyć przy pierwszym podejściu, ale szczerze mówiąc nie motywuje to wystarczająco by grę kończyć kolejny raz.

Na szczęście okazało się, że Ratchet: Gladiator ma jeszcze sporo do zaoferowania. Prawdziwym walorem tytułu jest zabawa wieloosobowa! Po raz pierwszy można się bawić w trybie cooperative. Wprowadzone też zostają pewne zmiany, dzięki którym gra jest ciekawsza. Po pierwsze gracze przejmują role botów – hakują kule, rzucają granatami elektromagnetycznymi itd. Do użytku obu grających oddany jest tylko jeden arsenał, przez co każdy musi używać innej broni. Trzeba również ciągle uważać, by nie oddalić się za daleko od swego towarzysza, gdyż może się to skończyć tragicznie. Po zwabieniu kompana przed telewizor i wciśnięciu mu w ręce pada gra zyskała w moich oczach jeszcze jedno bonusowe życie.

Nawet na dzielonym ekranie gra się intensywnie.

Dostępny jest także tryb multiplayer pozwalający na uczestnictwo do czterech (w trybie offline) i do dziesięciu graczy w trybie online. Poza wszystkim doskonale znanymi trybami deathmatch i capture-the-flag, oraz trybem conquest (znanym w poprzedniej części jako siege) dostępne są dwa nowe. Są to jaggernaut i king of the hill. W jaggernaut jeden z grających zyskuje przewagę nad pozostałymi graczami, których zadaniem jest jego, a jakże, zabicie.

W king of the hill standardowo natomiast zespoły rywalizują o kontrolę nad kolejnymi strefami. Opcji dostępnych w multiplayerze jest dość sporo – można wybierać spośród jedenastu map, włączyć lub wyłączyć poszczególne egzemplarze broni, ustawiać limit czasu i fragów, a także używać pojazdów (z których można na szczęście zrezygnować, jako że jak na grę wieloosobową są zbyt potężne). Komunikować można się za pomocą zarówno głosu, jak i przez klawiaturę podłączaną przez USB.

Koniec turnieju

Ratchet: Gladiator nie jest grą wybitną. Co wcale nie znaczy że nie jest grą dobrą. Zagorzali fani Ratcheta odnajdą się bez najmniejszych problemów, a i nowi gracze nie będą się czuli zagubieni. Mogę z pełną odpowiedzialnością wypowiadać się na temat graczy, którzy zaczynają swoją przygodę z Ratchetem od czwartej części, bo sam jestem jednym z nich i od razu mnie wciągnęło. Doskonała grafika, ukazująca na co jeszcze Playstation 2 stać, oraz duża dawka świetnego humoru bez wątpienia każdemu przypadną do gustu. Choć podstawowa kampania może nie koniecznie usprawiedliwia zakup tej gry, to wyśmienity tryb multiplayer w zupełności tak.

Seria „Ratchet i Clank” od samego początku miała mniej wspólnego z platformówkami, niż można się było na pierwszy rzut oka spodziewać. Nie inaczej w tym wypadku.

Plusy

+ Dobrze wyważony multiplayer
+ Grafika – PS 2 ciągle może wiele

Minusy

– Bardzo krótki tryb single player

[Głosów:0    Średnia:0/5]

3 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here