Prawie pół roku przyszło nam czekać na premierę pierwszego dodatku do fenomenalnego Left 4 Dead 2. Valve od dłuższego czasu podgrzewało atmosferę przed wydaniem The Passing, by w końcu wypuścić gotowy produkt. Reakcje zombiakowej społeczności są zróżnicowane – sprawdźcie, co na ten temat do powiedzenia ma Valhalla.

Bully: Scholarship Edition to nowa edycja znanej z Playstation 2 produkcji. Za odsłonę na konsolę Xbox 360 odpowiada studio Mad Doc Software, które kilka tygodni temu zostało wykupione przez Rockstar Games i przemianowane na Rockstar New England. Najwidoczniej szefostwo było zbyt skupione na premierze czwartej odsłony Grand Theft Auto i nie zauważyli, że Bully na konsolę Microsoftu oprócz kilku bonusów oraz poprawionej oprawy wizualnej posiada też jedną poważną wadę. Potrafi zachowywać się jak najgorsza wersja beta. Czasy wycyzelowanych i dopracowanych o granic możliwości gier konsolowych ostatecznie przeszły do historii. Teraz po pierwszym uruchomieniu program szuka w sieci usprawniającej działanie „poprawki”. To takie smutne. Ale dość tego narzekania. Patch został pobrany, gra zaktualizowana. Czas założyć szkolny mundurek!

Jimmy Hopkins na gigancie

Męczymy nerdów

W Bully wcielamy się w notorycznego rozrabiakę Jimmy’ego Hopkinsa. Niski, wredny, łysy i agresywny piętnastolatek z zadatkami na świetnego dresiarza zostaje odstawiony przez kochaną mamusię i nowego (kolejnego już) ojczyma pod bramę Akademii Bullworth. W przeszłości nasz bohater był zakałą najgorszego sortu. W nowej szkole jest nic nie znaczącym „leszczem”, który musi sobie wywalczyć pozycję i szacunek wśród poszczególnych koterii i grup uczniów. Jak tego dokonać? Przede wszystkim poprzez hojne rozdawaniem ciosów, kopniaków, robienie psikusów i wykonywanie dziwacznych zadań. Wspinanie się po drabinie uczniowskiej hierarchii nie będzie wcale takie łatwe.

Zanim jednak skupimy się na nowej szkole do której za karę trafił Jimmy Hopkins przyjrzyjmy się dokładniej sylwetce głównego bohatera. A trzeba przyznać, że zbuntowany nastolatek wyróżnia się na tle innych, sztampowych bohaterów, którzy przewijają się w grach wideo. Producent Bully’ego, Jeronimo Barrera tuż przed premierą w jednym z wywiadów porównał Jimmy’ego Hopkinsa do Holdena Caulfielda, bohatera słynnej książki J.D. Salingera „Buszujący w zbożu”. Hopkins podobnie jak protagonista z kart powieści jest młodym, wyalienowanym buntownikiem. Świat dorosłych w grze Bully podobnie jak u Salingera jest miejscem fałszywym, pełnym pozorów i niedomówień. Gra porusza nawet podobne spektrum tematów. Mamy zatem na przykład nauczyciela pijaka oraz…byłą uczennicę relegowaną z Bullworth ponieważ pryncypał nie uwierzył biednej dziewczynie, iż jeden z belfrów próbował ją molestować. Oczywiście w grze wymierzymy wyżej wymienionemu nauczycielowi zasłużoną karę. Więcej fabuły nie zdradzę!

Męczą i nas

No dobrze. Wystarczy tych reminiscencji, nawiązań do literatury popularnej i tak dalej. Dość powiedzieć, że Jimmy Hopkins jest postacią wielowymiarową i podobnie jak Niko Bellic z Grand Theft Auto IV niejednoznaczną. Warto przy okazji podkreślić, że Rockstar Games z każdą kolejną produkcją tworzy coraz ciekawszych i „ludzkich” bohaterów. To naprawdę godne pochwały. Szczególnie na tle tego co wyprawia konkurencja. Panowie z „R” lubią iść pod prąd i chwała im za to. Niestety media, szczególnie te niezwiązane z branżą elektronicznej rozrywki w grach twórców słynnego GTA na ogół zauważają tylko przemoc i skandale. Tak więc wypowiedź Barrery, tak ważna dla samej gry przeszła właściwie bez echa. Najważniejsze było to, że w Bully można przyłożyć szkolnemu koledze z dyńki i kopnąć leżącego. Nie ma co ukrywać, robić to będziemy nader często. Bullworth Academy to nie miejsce dla grzecznych chłopców.

Szkolny koszmar ministra Romana

Nasz bohater trafia zatem do dziwacznego miejsca, które z pozoru wygląda na elitarną kuźnię talentów dla dzieciaków z wyższych sfer. Jeśli na początku zdawało ci się szanowny Czytelniku, że młody pan Hopkins będzie największym kozakiem w szkole to jesteś w błędzie. Akademia Bullworth jest bowiem, jak już wcześniej wspominałem, miejscem dość… szczególnym.

Neogotycki budynek to jedyna, dobra wizytówka szkoły prowadzonej przez dyrektora Crabblesnitch’a. Apodyktyczny szef tej placówki nie przyjmuje do wiadomości, że jego uczniowie to banda rozpuszczonych jak dziadowski bicz szczeniaków, a grono pedagogiczne powinno trafić za kratki. Podobnie jak kucharka Edna, paląca pety i kichająca do gulaszu. Słynne „trójki klasowe” (byłego) ministra Romana G nic by tu nie pomogły. Do Akademii Bullworth należałoby wezwać wojsko. Podsumowując w Bullworth mamy chlejącego whisky belfra, panią od plastyki, która w dwuznaczny sposób traktuje swoich pupilów, apodyktycznego dyrektora, chamskiego trenera zapasów i kilka innych, równie barwnych postaci. Sami uczniowie to jakaś banda z syndromem ADHD. Prawdziwy koszmar.

Moja mała piaskownica

Na kolana!

Pod względem mechaniki rozgrywki Bully przypomina nieco Grand Theft Auto. Oto mamy gmach szkoły gdzie odbywają się zajęcia. Do kampusu należy także żeński i męski akademik, biblioteka, sala gimnastyczna i kilka innych budynków. Prawdziwa zabawa zaczyna się jednak w momencie gdy Jimmy będzie mógł opuścić teren akademii i wyruszyć na podbój miasteczka. Tam czeka na gracza kino, klub bokserski. Jeśli tylko będziemy mieli taki kaprys to zawitamy w progi salonu fryzjerskiego i zmienimy naszemu bohaterowi uczesanie. Odwiedzimy też sklepy gdzie możemy kupić nowe ubrania, zaszalejemy w parku na rowerze i tak dalej!

Ale Bully to nie eksploracja sielankowego miasteczka tylko ciężka przeprawa ze szkolnym systemem. Gra podzielona jest na sześć rozdziałów, a misje które wykonuje Jimmy to typowa „szkolna proza życia”. Na przykład pomożemy koleżance odzyskać pudełko czekoladek. Za pieniądze (jakżeby inaczej) możemy także eskortować tłuściutkiego szkolnego kujona do biblioteki. Przyjdzie nam również zrobić z ukrycia kilka pikantnych fotek szkolnej piękności. Zostaniemy także poproszeni przez kucharkę Ednę o zakup mięsa w pobliskim sklepie. Oprócz tego czekają na gracza niezliczone bijatyki. Pomożemy też nauczycielowi pozbyć się butelki szkockiej zanim ten wyraźny dowód pijaństwa belfra zostanie odnaleziony przez dyrekcję szkoły. Niemal na samym początku rozgrywki będziemy musieli stoczyć walkę na pięści z przygłupim Russell’em. Agresywny dzieciak na sterydach, nieodrodny syn Wyrwidęba i Xeny wojowniczej księżniczki potrafi sprawić sporo kłopotów. Szczególnie, że z początku Jimmy nie zna za dużo kombinacji ciosów i chwytów. Tych nauczy się nieco później od bezdomnego weterana wojny w Korei mieszkającego na tyłach szkoły.

Mały chemik

Jimmy musi uczęszczać także na lekcje jeśli nie chce wpaść w kłopoty. Są to proste mini-gry. Ot na przykład na lekcji geografii musimy przyporządkować flagi do poszczególnych państw. Oczywiście Hopkins może wagarować, ale narażamy wtedy naszego bohatera na nieprzyjemności ze strony prefektów – starszego rocznika uczniów, którzy jednocześnie pilnują porządku w Bullworth Academy.

Z tym porządkiem nie będzie jednak tak łatwo. Szczególnie kiedy do akcji wkracza Jimmy Hopkins. Na porządku dziennym będą włamania do szafek, posypywanie kolegów swędzącym proszkiem, lub rozsypanie szklanych kulek na korytarzu pełnym uczniów. Nasz bohater to niezły rozrabiaka! Chcesz obrzucić kogoś jajkami? Nie ma problemu. Urządzenie w stołówce wojny na jedzenie też należy do wielkich przyjemności.

Jimmy ma do dyspozycji oprócz wyżej wymienionych „broni” także bomby „śmierdziuszki”, procę, spray, „butelkową” wyrzutnię rakiet oraz między innymi karabin na ziemniaki a.k.a pyry. Po terenie szkoły i okolicach poruszamy się na deskorolce lub rowerze. W późniejszych etapach gry zaszalejemy w gokarcie. Motorower jest szybki, ale wzbudza zbyt duże zainteresowanie wśród policjantów z miasta.

Prawie jak next-gen

Sport to zdrowie!

Jak już wcześniej wspominałem wersja gry na konsolę Xbox 360 praktycznie nie różni się od oryginału wydanego w 2006 roku na Playstation 2. Oczywiście poprawiono nieco grafikę. Tekstury są bardziej żywe i są w wyższej rozdzielczości. Modele postaci także zyskały na atrakcyjności. Trzeba jednak zaznaczyć, że Bully: Scholarship Edition nikogo nie zachwyci oprawą wizualną. Szczególnie na tle Grand Theft Auto IV grafika w Bully wypada dość blado. Trochę szkoda, że ten aspekt gry został potraktowany trochę po macoszemu. Jeśli zatem miałeś już okazję zagrać w pierwotną wersję na PS2 to zakup przygód Jimmy’ego Hopkinsa na Xboksa 360 mija się z celem. Szczególnie, że w kwestii rozgrywki również niewiele się zmieniło. Dodano kilka misji i nowe zajęcia lekcyjne (geografię, biologię, muzykę, matematykę).

Czy posiadacze konsoli Xbox 360 powinni zainteresować się tym tytułem? Jak najbardziej Bully zapewnia kilkadziesiąt godzin bardzo zacnej rozrywki. Perypetie młodego Hopkinsa, jego największego antagonisty – socjopaty Gary’ego i kilku innych postaci śledzimy z zapartym tchem. Poza tym gra Rockstara przypomniała mi czasy ZX Spectrum i Commodore 64 kiedy grało się w kultowego Skool Daze. Nie rozumiem tylko dlaczego posiadacze Playstation 3 obeszli się smakiem i nie otrzymali swojej wersji Scholarship Edition. Wielka szkoda.

Acha i pamiętajcie! Całowanie szkolnych koleżanek przynosi wymierne korzyści w postaci zwiększonego limitu życia u naszego bohatera.

Twórcy kultowego Grand Theft Auto lubią szokować publikę. Tym razem zapraszają do Akademii Bullworth. Elitarna szkoła w Nowej Anglii nie jest jednak tym co mogliśmy zobaczyć w „Stowarzyszeniu umarłych poetów”. Wręcz przeciwnie. Przygotujcie się na prawdziwy szok!

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

4 KOMENTARZE

  1. Kupilem grę za 139zł. Jedna z tańszych, tak rozbudowanych gier. Widać, że gra była robiona pod ps2. Duża przepaść pomiędzy GTA IV :D, ale gra się miło i przyjemnie xD, a przy okazji można pouczyć się trochę geografii, matematyki, angielskiego i zobaczyć co ma w sobie żabka, szczurek lub rybka 🙂 Ciekawe misje, jak również szkoła. . .

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here