Gra nie broni się również w kwestii zagadek logicznych. Świątynie czy labirynty, w których spodziewałem się solidnej porcji wysiłku intelektualnego, kończyłem w mgnieniu oka. Przeważnie ich eksploracja ograniczała się do odnalezienia poukrywanych kluczy, które po włożeniu do odpowiedniego terminala aktywowały jakiś mechanizm czy po prostu otwierały drzwi.

Nie ma to jak setki statystyk

Gdyby jeszcze autorzy wysilili się i ukryli klucze w jakiś ciekawych miejscach…ale po co? Klucze leżą czasami na naszej drodze, a w najgorszym wypadku wystarczy poświęcić tych trzydzieści sekund i zboczyć z drogi, aby je odnaleźć.

Graficznie jest poprawnie. Jeśli miałbym rozgraniczyć stronę techniczną od designu, to zdecydowanie lepiej prezentuje się to pierwsze. Większość świata została ładnie oteksturowana – powierzchnie się mienią, odbijają otoczenie.

Na drugie mi „przeciętność”

Z drugiej strony, patrząc na zaprojektowany bez polotu świat, masę nudnych, szerokich korytarzy, pustych miast czy płaskich terenów poza nimi, technikalia szybko schodzą na drugi plan i otrzymujemy średnią graficznie pozycję. Jasne, gra ma swoje momenty i potrafi naprawdę olśnić, ale są to sporadyczne przypadki.

Boli też mała ilość wstawek filmowych, tak charakterystycznych dla japońskich jRPGów. W całej grze znalazły się dwie, piękne sekwencje FMV, po obejrzeniu których chce się więcej.

(…) gra ma swoje momenty i potrafi olśnić, ale są to sporadyczne przypadki

Na zakończenie kilka słów o udźwiękowieniu. Dla mnie podstawą dobrej gry jRPG jest udany, zapadający w pamięć soundtrack. Muzyka w Enchanded Arms po prostu jest. Tyle. Nie wpada w ucho, ale też nie drażni. Drażni za to dubbing – większość kwestii wypowiadana jest bez emocji, choć po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że nie jest to do końca wina aktorów, ale beznadziejnych tekstów jakie byli zmuszeni wypowiadać.

Grafika jest nierówna

Narzekam i narzekam, ale mimo wszystko spędziłem z grą ponad czterdzieści godzin, czyli chyba nie jest tak źle. Gra potrafi wciągnąć, pojedynki z bossami bywają emocjonujące. Fanom do bólu sztampowych erpegów mogę Enchanta polecić z czystym sumieniem, tylko czy taka rekomendacja kogokolwiek zainteresuje?

Zawsze wychodziłem z założenia, że gry nie można oceniać po kilku godzinach. Niektóre tytuły po prostu muszą być ukończone w całości, aby w pełni zaprezentować swoje atuty. Z takim właśnie przeświadczeniem grałem w Enchanted Arms i za każdym razem kiedy patrzyłem na zegarek, wmawiałem sobie: „Spokojnie, dalej na pewno będzie lepiej”.

Plusy

– mimo wszystko fabuła- ładne filmiki FMV, oraz real-time- gra posiada momenty, kiedy naprawdę wciąga- satysfakcjonujące zakończenie

Minusy

– zbyt częste walki- zaprojektowane bez pomysłu lokacje- walki stają się szybko monotonne- drętwe dialogi- grafika jak na Xboxa 360 mogła być znacznie lepsza- nieciekawe, banalne postacie- monotonia, monotonia, monotonia

[Głosów:0    Średnia:0/5]

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here