Najdłuższy weekend tego roku za nami. Jak pewnie się domyślacie spędziłem go w dużej mierze przed komputerem. Weekendowe granie sponsorowane było tym razem przez dwie literki: T i S. T jak Trackmania (którą zaraziłem dwójkę moich przyjaciół za co ich rodziny już wkrótce mnie znienawidzą) i S jak Scarface („s” jak świetna ścieżka dźwiękowa przyp. Katmay) . Ta druga pozycja to oczywiście kolejny tytuł, który trafił na mój dysk na fali nadrabiania tytułów, które wcześniej umknęły mojej uwadze. A że film Briana De Palmy lubię postanowiłem zobaczyć co też wymyślili ludzie z Radical Entertainment.

W ten oto sposób czwartek i piątek spędziłem dilując prochami na prawo i lewo w całym Miami, strzelając do kogo popadnie i wykrzykując kim jest i co z wszystkimi %$#@%^@ zrobi Tony Montana. Szczęśliwie Horatio „H” Kane najwidoczniej miał wolne, bo moja działalność przeszła bez większego echa wśród funkcjonariuszy służb porządkowych miasta Miami. Nawet jeśli jacyś się pojawiali nie byli w stanie podjąć skutecznej polemiki z moją strzelbą, a ja choć zostawiałem na miejscach zbrodni nie tylko moje odciski palców, ale popalone samochody, porozrzucane zwłoki i odciski butów unurzanych po kostki we krwi pozostawałem bezkarny. Ta bezkarność działała oczywiście na mnie pobudzająco i dość szybko z dilerki na gramy przeszedłem na kilogramy zalewając moim towarem całą okolicę. Kiedy już opanowałem prawie dwie dzielnice i wybiłem całkiem pokaźną liczbę konkurencyjnych gangów, a moje ciężko zarobione w ten sposób „baksy” wydałem na wypasiony samochód, łódź motorową i Bóg wie co jeszcze z uczuciem spełnienia mogłem wyłączyć grę.

Bez wątpienia byłem z siebie zadowolony i choć pewnie posłuży to za argument krzyżowcom Jacka Thompsona bawiłem się doskonale. I tu rodzi się pytanie – dlaczego?! Jak taki spokojny człowiek jak ja, który ma nawet opory przed przechodzeniem na czerwonym świetle (śmiejcie się…), a kokainę i heroinę zna tylko i wyłącznie z filmów może dobrze się bawić paląc, mordując i handlując prochami z nastolatkami na boisku tuż obok sklepu, który przejął delikatnie mówiąc w sposób odbiegający od tradycyjnych metod biznesowych?!

Dlaczego gry takie jak Scarface, GTA czy wszelkiej maści „rąbanki” cieszą się tak olbrzymią popularnością? Przecież zupełnie spokojnie możemy założyć (wbrew temu co sądzi Thompson i TV FOX), że miażdżąca większość grających w te tytuły to ludzi praworządni, którzy z psychopatami mają tyle wspólnego co większość polityków z wrażliwością społeczną. Zamykamy świat Montany, Belica i im podobnych za okładkami gier idąc do szkoły/pracy, bawiąc się z rodzeństwem czy potomstwem. Nikt z nas idąc na spacer ze swoim dzieckiem nie rozgląda się przecież po okolicy z myślą „kogo by tu napaść” lub „co ukraść”! A jednak kiedy przychodzi wieczór i mamy chwilę dla siebie, zmęczeni po całym dniu pracy wracamy do Miami i Liberty City!

Ktoś mógłby założyć, że w głębi duszy jesteśmy źli. Ale przecież to bzdura! Oglądając w TV relacje z procesów morderców życzymy im jak najgorzej, kiedy mowa o pościgu za złoczyńcami kibicujemy siłom policyjnym, a przecież gdybyśmy w głębi serca byli źli nie dopingowalibyśmy „sił dobra”!

A może po prostu odzywa się w nas najpowszechniejsza ludzka cecha – ciekawość? Choć w realnym życiu nigdy nie strzelilibyśmy do nikogo i nie przychodzi nam do głowy, żeby wpychać nastolatkom dilerki wypełnione białym proszkiem gdzieś tam na poziomie podświadomości jesteśmy ciekawi jak to jest, jakie towarzyszą temu emocje? I mając świadomość, że możemy tego spróbować zupełnie bezkarnie, bo w wirtualnym świecie nikt naprawdę nie ucierpi naciskamy spust wyrzutni rakiet, wysadzamy siedzibę policji czy rzucamy na ulice miasta dwie tony heroiny prosto z Kolumbii.

Oczywiście ważną sprawą jest tu wiek gracza. Ci dorośli z ukształtowaną już psychiką zupełnie bez problemu potrafią odróżnić świat gry od tego rzeczywistego i wiedzą, że to na co pozwalają sobie w Liberty City jest przekroczeniem wszelkich norm społecznych ustanowionych w realnym świecie. Dla tych, którzy rozumieją tą prawidłowość gra Beliciem czy Motaną pozostanie zabawą i niczym więcej. Dla dzieci – niekoniecznie. Dlatego tak ważny jest nadzór nad tym w co grają nasze pociechy i czy gry, którymi się bawią nie są dedykowane do odbiorcy dorosłego.

Co jednak popycha owych dorosłych aby zanurzyć się w świat zbrodni? Kuszący smak zakazanego owocu? Ciekawość?

Co skłania was drodzy czytelnicy do sięgnięcia po takie tytuły jak GTA, Driver czy Scarface?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

6 KOMENTARZE

  1. Utarło się, że zło w człowieku jest bardziej intrygujące niż dobro. I coś w tym może być. Może właśnie dlatego sięgamy po takie gry jak GTA, Manhunt, czy robimy sobie np. złego maga w erpegu. Źli bohaterowie są jakoby bardziej interesujący niż nudne „harcerzyki”.

  2. A tam źli. . . A co policjant po pracy ma pograć w grę o łapaniu przestępców? A może robotnik z fabryki motoryzacyjnej powinien sobie wirtualnie samochody pomontować?W grach często realizujemy różne marzenia czy fascynacje, możemy zostać władcą imperium czy jakimś rycerzem. O dobro jestem spokojny, mnóstwo graczy w różnych grach zostaje choćby paladynami 🙂

  3. Wiecie co, czasami jak jestem zjechany jak koń po westernie kiedy wrócę z roboty to mam chętkę, żeby w coś zagrać. Ponieważ mam „robotę przy komputerze” nieraz marzę o grze, która na moje ziewnięcie przejdzie się sama o kilka misji, poziomów do przodu. Myślę że rodzaj gry nie sprawia mi wtedy różnicy, chociaż granie po pracy w to co się w pracy robiło to chyba już pracoholizm.

  4. A co policjant po pracy ma pograć w grę o łapaniu przestępców? A może robotnik z fabryki motoryzacyjnej powinien sobie wirtualnie samochody pomontować?

    dokładnie, zakładając że codziennie rano pijesz kawę -> czy zainteresowałaby cię gra o piciu kawy?Odwracając tok myslenia na tle naszych spokojnych monotonnych i bezpiecznych żywotów gra w ktorej zwiedzamy niezrozumiałą zonę pełną niebezpieczeństw i zagadek, gdzie zawsze możemy zobaczyć coś nowego wyda się wspaniałą alternatywą. W teorii prosty systemAle co by nie mówić, wielką zagadką na zawsze pozostaną simsy. . .

  5. Film był genialny. Ale do gry podchodzę jakoś z dystansem. Jakoś już Vice City „odtworzyło” w świecie gier motyw „od zera do bohatera” w stylu Tony’ego Montany. PS. A jesli jesteśmy przy filmach De Palmy, to Carlito’s Way miażdży równie mocno co Scarface. Może i nawet mocniej 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here