Frontier: First Encounters

Gdy świat usłyszał, że David Braben tworzy nową grę z pod szyldu Frontier, jasne było, że będzie to tytuł niesamowity. W końcu stworzył razem z Ianem Bellem jedną z najbardziej znanych gier w historii, Elite, następnie zaś wespół z Chrisem Sawyerem, twórcą Transport Tycoon, zabrał się za Frontiera, czyli rozwinięcie oryginalnego pomysłu. First Encounters faktycznie okazał się niesamowity, jednak z zupełnie innej przyczyny – był absolutnie niegrywalny. Braben zmuszony przez swojego wydawcę, firmę Gametek, wydał tytuł za wcześnie. Ogromna ilość błędów powodowała, że gra ledwo działała, niektórych zadań nie dało się w ogóle zrobić, a ilość drobnych potknięć i pomyłek spowodowała, że na twórców posypały się gromy. Garstka fanów ciągle czeka na kontynuację, ale kolejnej gry na miarę Elite i Frontier już nie było i długo nie będzie. Może dlatego, że gracze pamiętają porażkę First Encounters?

Doom III

W przyszłości nie ma prądu

Legenda powraca! Id Software znowu w akcji! Takie entuzjastyczne nagłówki towarzyszyły informacjom o podjęciu przez firmę prac nad trzecią grą w serii Doom. Dwójka, z podtytułem Road to Hell, ukazała się w 1994 roku, a świat gier od tamtego czasu poszedł do przodu. Sam Id Software rozrósł się do gigantycznych rozmiarów i mógł sobie pozwolić na nowy engine i konkretną fabułę, której w oryginalnych wcieleniach zabrakło. Gdy gra ujrzała światło dzienne w 2004 roku, okazało się, że chwilę wcześniej na imprezę wpadł Half-Life, a w poczekalni już przestępuje z nogi na nogę Half-Life 2. W porównaniu do hitu Valve, podlotek Id Software był burą (dosłownie – poziom ciemności w grze był absurdalny), prostą strzelanką z kosmicznymi wymaganiami. Autorzy stosowali proste chwyty rodem z tanich horrorów, rozgrywka była liniowa do bólu, główny bohater strasznie się ślimaczył, a wrogowie byli co najmniej tępi. Na domiar złego tryb multiplayer stanowił banalną apoteozę tego, do czego przyzwyczaiły nas gry spod szyldu chociażby Quake. Warto jeszcze wspomnieć, że po kiepskim Doom III kina zaatakowała jeszcze gorsza adaptacja filmowa. Nowy Doom? Mamy nadzieję, że nie.

Fable

Miało być niesamowicie, było ciekawie

Dzięki tej grze Peter Molyneux dostał nowy pseudonim: wcześniej mówiono „ojciec Popolousa”, teraz: „bajarz”. Fable nie okazała się mega porażką i do dzisiaj pozostaje ciekawą miesznką gier akcji i RPG. Problem w tym, że Molyneux obiecał całe mnóstwo przeróżnych bajerów, których próżno szukać w finalnej grze. Na początku miał być otwarty świat tętniący życiem, postaci w grze miały się starzeć, a drzewa rosnąć na oczach gracza. Mialiśmy dostać niczym nie skrępowaną wolność i rewolucyjny system rozwoju postaci. Co dostaliśmy na płytce? Liniową do bólu przygodówkę, w której chodzić można tylko ścieżkami i kilka ciekawych patentów z pogranicza gier przygodowych i RPG. Fable udało się obronić grywalnością, ale stanowi bez wątpienia przykład przerostu formy nad treścią. Gigantyczna kampania reklamowa zwiastowała rewolucję. Wyszło z tego to, co zawsze

Freelancer

Ciekawe otoczenia to wszystko, co FL miał do pokazania

Microsoft miał wielki plan – stworzyć space sim, czyli symulator lotów i walk kosmicznych, czerpiący z najlepszych wzorców rodem z klasyków, jak Elite i Privateer. Dysponując niemałym budżetem firma zdecydowała się na wykupienie Digital Anvil, studia Chrisa Robertsa, który stworzył serię Wing Commander. Trzy lata oczekiwania i informacje wypływające z firmy kazały przypuszczać, że oto nadchodzi gra wielka. Budżet giganta plus talent Robertsa miały dać doskonały efekt. Po premierze okazało się jednak, że Freelancerowi daleko do geniuszu. Wyszła niezmiernie przeciętna gra, która nie miała ani promila swobody Frontiera czy magii fabuły Wing Commandera. Jak na średnią grę, Freelancer miał kosmiczną cenę – ponad 200 złotych! Pomimo miernej jakości produktu, Microsoft długo zwlekał z obniżką. Dziś Freelancera i Chrisa Robertsa pamięta kilka osób. Trzeba było robić Wing Commandera!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

19 KOMENTARZE

  1. „Gry gra ujrzała światło dzienne. . . „Wiem, że się czepiam, ale czy nie powinno być „Gdy gra ujrzała światło dzienne. . . „?? Za dużo razy pisane jedno słowo chyba źle wpływa na psychikę 😀

  2. ja bym za to na tej liscie nie umiescil Doom 3 i Freelancera ktore byly grami odpowiednio (bardzo fajna i przyjemna)opinia jest jednak jak dupa – kazdy ma wlasna

  3. Juz przegieliscie z q2 i mgs2. imo q2 jest najlepsza częścią q, moze i jest mniej dynamiczyny, ale dla mnie to plus. Po dzis dzien popykam sobie na q2dm1. Co do mgs2 i Raidena, otóż jest on typowym jap anime herosem, taki emo hero 😉 slodki

  4. Z tego co pamiętam, za Painkillerem (i za sporym kawałkiem historii polskiej growej developerki) stoi Adrian Chmielarz, a nie Adam. A Quake 2 rulez, ale o gustach się nie dyskutuje, zwłaszcze że Q2 ma u mnie wartość sentymentalną – wygrałem oryginał (jeden z pierwszych w życiu) w konkursie Valhalli w 1998 :-D.

  5. Q2 nie powiedziałbym, że był nieudany (był lepszy niż 4 z pewnością, a grało się w niego naprawdę fajnie). To samo odnośnie fable – chociaż moze gra nei zawierała wszystkich zapowiadanych bajerów, to wciągała strasznie i nie odszedłem od niej, zanim jej nie ukończyłem.

  6. Brothers in Arms: Road to Hill ileśtam. Straszna kaszana, a miała być piękna itp. Murowany kandydat do drugiej części tego artykułu.

  7. Quake 2 na tej liscie? Nie byl wcale taki zly. 😛 A moze ja mam po prostu takie wrazenie, bo to byla jedna z pierwszych gier w jakie gralem na PC? MGS2 moze i cudowny pod wzgledem formy rzeczywiscie nie byl, ale mnie tam Raiden AZ tak bardzo nie przeszkadzal. Nie mozna przeciez wiecznie grac Snake’iem. . . prawda? Poza tym dla mnie w MGSach najwazniejsza ZAWSZE jest fabula i jej przeslanie. ;)Fable – Zapowiedzi o nim specjalnie nie czytalem i gdybym nie wygral pewnego konkursu, to bym pewnie nigdy w Fable nie zagral. Ta gra byla jedna z pierwszych odpalonych na moim nowym PeCecie, wiec teraz mam do niej sentyment. 😉 Z niecierpliwoscia czekam na druga czesc. FFX-2 nie gralem, ale mam zamiar sobie kiedy kupic ktora czesc i zobaczyc co w tych FFach jest takiego cudownego. Ja do listy bym dorzucil jeszcze. . . TES4: Oblivion’a! No co? Moich oczekiwan na 100% nie spelnil! Bylem WIELKIM fanem Morrowind’a! To jedna z moich ulubionych gier! Dla TES3 staralem sie zrobic upgrade, choc fundusze na zbyt dobrego kompa nie pozowlily. Moj ostatni upgrade byl robiony przede wszystkim z mysla o Oblivionie. Ale moje oczekiwania co do niego byly jednak zbyt duze. :/ Oczywiscie TES4 to nadal bardzo dobra gra, ale nie tak miodna jak bym chcial. . . Sorry za brak polskich liter, ale chcwilowo po prostu mi nie dzialaja. xP

  8. Final Fantasy X-2 ?? Chyba zartujecie, myslicie ze jesli pojechaliscie po dobrych grach to z was kozaki? FFX-2 moze i nie jest godnym nastepca FFX ale ma swoje zalety i jesli patrzy sie na nia przez pryzmat gry lekko nawiazujacej do poprzedniczki to wcale nie rozczarowuje. MGs2 tez bym nie umieszczal w tej kategorii ale to inna historia.

  9. Gamerankings :Call to power 71%. . X-Com: Apocalypse 85% (to juz predzej pierwszy X-Com tu pasuje). . Doom 3 87%. . FF X-2 86%. . Quake 2 89%. . Fable 84%. . . No ale jak to mowia jest klamstwo, duze klamstwo i statystyka :)A dorzucic by mozna chyba Rise of the Robots ;pMoze zrobcie liste najbardziej niedocenianych/kultowych w pewnych kregach tytulow (mam jeden typ: Stars! )

  10. Ja to chyba muszę być jakimś dzikim fanem X-comów bo mnie się Apocalypse podobał. Mam też jednego kumpla , któremu też się podobał. Wiem, dziwni jesteśmy :DZestaw tytułów na pewno w przynajmniej kilku przypadkach kontrowersyjny. Jeśli jednak spojrzeć na to na spokojnie to na pewno jest tu trochę gorzkich słów prawdy.

  11. Mi też się podobał, co prawda pierwsza myśl to na widok miasta zamiast globu to też było „co to, do k. . rrrroćset jest”, ale można było to ogarnąć po jakichś 20 minutach. W dodatku realtime i aktywna pauza tam dobrze pasowały, przez co gra zdobyła pewnie nowych fanów – znam osoby którym dopiero ten X-COM się podobał. . . Grafika też taka zła nie była, specyficzna,ale nienajgorsza – z wyjątkiem intro, chyba jednego z najgorszych jakie widziałem. . .

    • Mi też się podobał, co prawda pierwsza myśl to na widok miasta zamiast globu to też było „co to, do k. . rrrroćset jest”, ale można było to ogarnąć po jakichś 20 minutach. W dodatku realtime i aktywna pauza tam dobrze pasowały, przez co gra zdobyła pewnie nowych fanów – znam osoby którym dopiero ten X-COM się podobał. . . Grafika też taka zła nie była, specyficzna,ale nienajgorsza – z wyjątkiem intro, chyba jednego z najgorszych jakie widziałem. . .

      mnie się Apocalypse bardzo podobało – do dziś pamiętam, jak trzeba było kombinować, żeby zabić multiworma i nie stracić całego squadu 😀 tak samo Call to Power (bardzo dobrze się bawiłem przy tym) a i Doom III nie jest taki fatalny. Swoją drogą widać, że artykuł dość wiekowy, bo nie ma w nim Halo 3 😀

  12. Dorzuciłbym Warcrafta III i GTA: San Andreas. . A tak całkiem prywatnie za rozczarowanie uważam Empire Earth II. . niby dużo dobrych recenzji, a na moje gra jest co najwyżej letnia. .

  13. Bez dwóch zdań smukły blondyn należy do czołówki nijakich bohaterów

    Raiden to chyba najbardziej złożona, obdarzona najbogatszym portretem psychologicznym, postać w uniwersum MGS. Przynajmniej w MGS2. Poza tym pełniła też pewną istotną rolę. Była łącznikiem dla gracza, wrzuconego w growy wir wydarzeń. Raiden przez swoją naiwność, przez zadawane pytania, brak wiedzy, doświadczenia, był doskonałym odzwierciedleniem gracza, który mógłby się znaleźć się w wykreownym przez Kojimę świecie. Pionek, popychający akcję do przodu – niczym gracz trzymający w ręku pada i sterujący poczynaniami wirtualnej postaci. Poza tym sam fakt obecności AI i VR. Wątpliwości Raidena, czy wszystko to, co on przeżył, wydarzyło się naprawdę? Podobnie gracz – porażony realizmem i takim prawdziwym, ludzkim zachowaniem spotkanych w grze postaci, w pewnym momencie zdaje sobie sprawę: „przecież to nie dzieje się naprawdę, to gra, a może jednak nie?”. Raiden, turn the game console off right now!Poza tym Raiden doskonale odzwierciedla uczucia, jakimi większość fanów darzy Snake’a. Dotąd to my kierowaliśmy jego poczynaniami, polubiliśmy tę postać. Jednak z perspektywy Raidena czujemy wobec niego respekt, wprawdzie jesteśmy przy Nim nikim – podobnie jak Raiden wobec Węża. Ja jestem tylko graczem, to Snake jest superbohaterem, ja tylko naciskam przyciski na padzie, to Snake odwala całą „brudną robotę”. Jestem tym wspomnianym pionkiem, który poprzez szklaną szybę zawsze obserwował swojego idola – teraz wcielamy się w postać Raidena, który również czuje wielki respekt wobec Solida. To, jak i pozostałe czynniki przeze mnie wymienione, nas łączy – mnie, jako gracza, i Raidena, jako postać poprostu „wrzuconą” w ten świat MGSów. I wydawać się by mogło, że jesteśmy tacy poprostu niewinni, jesteśmy cieniem wielkiego Solid Snake’a. Ale to nieprawda – przecież Raiden ‚Jack the Ripper’, jako dziecko, uczestniczył w wojnie. Mordował. Nie był taki niedoświadczony, jakby się mogło wydawać. Przecież ja – jak wieloletni gracz – również zabiłem w swoim życiu wiele wirtualnych istot! Nie jestem niewiniątkiem, ba – tu pojawia się nawet pewne poczucien winy!Kiedy sobie tych kilka faktów uświadomiłem, byłem poprostu porażony i zarazem zachwycony. Tak wiele podobieństw istnieje pomiędzy Raidenem, a osobą stojącą po drugiej stronie ekranu. To Raiden jest mną. Jest moim odpowiednikiem w tej grze. Dlatego też to Snake jest głownym bohaterem. My, razem z Raidenem, tylko go obserwujemy. . . i podziwiamy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here